niedziela, 2 sierpnia 2009

Recenzja: Prywatna-uniwersalna historia



Nie jest to wyłącznie prywatna opowieść. Świadczy o tym oddźwięk społeczny związany z powstawaniem obrazu oraz wzruszenie wielu osób podczas premiery, która odbyła się przy wypełnionej po brzegi sali Baja Pomorskiego - pisze Magdalena Kujawa w "Ikarze".

Powiedzieć, że Otton Karwowski był lekarzem, to mało. W ciągu swojej 35-letniej pracy na stanowisku kierownika Ośrodka Zdrowia w Grębocinie pod Toruniem zapisał się w pamięci wielu. Zmarł w 1980 roku, a do dziś pacjenci z ogromnym wzruszeniem wspominają jego wielką charyzmę. Nie chodzi tylko o to, że był niezwykle zdolnym lekarzem, jego diagnozy były celne, a metody, jakimi pracował, jak na stan ówczesnej medycyny w naszym kraju, ogromnie nowoczesne. Łzy w oczach byłych pacjentów wywołuje przede wszystkim wspomnienie jego podejścia do chorego: serdeczność, ciepło, zainteresowanie, poczucie humoru. I bezinteresowność.
Taką postać kreśli w swoim dokumencie „Doktor” wnuk Ottona, Łukasz, przy pomocy tych, którzy jego dziadkowi wiele zawdzięczają. Reżyser wspomina, że największym problemem przy montażu był wybór z kilkudziesięciu wypowiedzi krótkich fragmentów, pojedynczych zdań, które najcelniej rysowałyby bohatera. Po prasowych artykułach zapowiadających powstanie filmu zgłaszały się dziesiątki osób pragnących podzielić się wspomnieniami o tym niezwykłym człowieku.
Opowiadając historię bliską i prywatną, Karwowski stworzył dokument uniwersalny, mówiący na przykładzie jednego życia o człowieczeństwie w jego najszlachetniejszych przejawach. Reżyser zapowiada, że chciałby nakręcić film fabularny poświęcony dziadkowi, który oddałby klimat zapamiętany z dzieciństwa: zarośnięty ogród z mnóstwem oswojonych zwierząt, zapach chleba w samochodzie i postać człowieka, który zawsze miał dla niego czas.

Źródło: Magdalena Kujawa, Prywatna-uniwersalna historia, Toruński informator kulturalano-artystyczny Ikar z sierpnia 2009 roku.

Premiera III

Po raz kolejny publikujemy kilkanaście fotografii Jacka Smarza z premiery "Doktora". Fotorelację z premiery można również znaleźć na portalu Gra.pl




Recenzja: Film o naszym doktorze



Premiera dokumentu o niezwykłym lekarzu Ottonie Karwowskim, którego tysiące ludzi zapamiętały jako "świeckiego świętego", była jednym z najważniejszych wydarzeń VII edycji festiwalu Tofifest - pisze Magdalena Janowska w "Gazecie Pomorskiej".

Choć Tofifest zakończy się dopiero dziś, premierę dokumentu w reżyserii Łukasza Karwowskiego już można zaliczyć do najmocniejszych punktów programu toruńskiego festiwalu. Potwierdza to frekwencja - na projekcji "Doktora" widzów było więcej niż na inauguracji Tofifest, na którą zjechały przecież gwiazdy polskiego kina. Wielu z obecnych na premierze pamięta jeszcze swojego - jak "kochanego doktora", mimo że zmarł on niemal 30 lat temu.
Otton Karwowski przez ponad 35 lat był kierownikiem Ośrodka Zdrowia w Grębocinie. To charyzmatyczny lekarz, który stawiał trafne diagnozy w czasach, gdy metody leczenia były ograniczone. Przyszywał palce, nie wiedząc nawet, że to pierwsze tego typu operacje w Polsce, leczył trudno gojące rany, a nawet... przywracał pacjentów do życia, wprawiając w zdumienie poważnych miejskich medyków. Był przyjacielem i lekarzem wszystkich: bogatych i biednych.
Zawsze woził w samochodzie kilka bochenków chleba. - Gdy byłem dzieckiem, myślałem, że dziadek po prostu tak bardzo lubił chleb - mówi Łukasz Karwowski, wnuk Ottona, reżyser filmu i narrator opowieści. Dopiero potem zrozumiał, że doktor bochenkami dzielił się z najuboższymi pacjentami.
Dokument jest jednocześnie osobistym wspomnieniem Łukasza Karwowskiego i wzruszającym świadectwem ludzi, którzy znali Ottona. Przed kamerą zwierzyło się kilkadziesiąt osób: pacjenci, sąsiedzi, przyjaciele i bliscy doktora.
Osoby, które go znały, okazały się również bezcennym źródłem wiedzy na temat jego życia. Oprócz wspomnień miały bowiem bogate archiwa fotograficzne, które w filmie odgrywają bardzo istotną rolę. Dodatkowym urozmaiceniem są kroniki filmowe o doktorze Karwowskim, o których istnieniu niewielu z nas wiedziało.
Jak twierdzą twórcy filmu, do opowieści nikogo nie trzeba było namawiać. - Gdy 2 lata temu podczas Tofifest Łukasz zdradził, że ma zamiar zrealizować film o swoim dziadku, w naszej redakcji rozdzwoniły się telefony - mówi Tomasz Bielicki, współtwórca filmu i dziennikarz "Nowości". - Ludzie, którzy pamiętają Ottona, sami deklarowali chęć udziału w tej produkcji. To była dla nich tak ważna osoba, że spontanicznie otworzyli się przed kamerą.
Na pacjentów Ottona Karwo-wskiego jako główne źródło inspiracji i filmowej koncepcji wskazuje również reżyser. - To ludzie, których leczył mój dziadek, poprowadzili ten dokument - mówi Łukasz Karwowski. - Jedynym rozsądnym rozwiązaniem było podążać za tą historią.
Zdaniem publiczności obecnej na premierze i spotkaniu z twórcami, reżyserowi udało się uniknąć największej pułapki, jaka czyhała na niego przy realizacji filmu. - Nie popadł pan w tani sentymentalizm - mówił Marek Olszewski, wójt gminy Lubicz. - Choć to bardzo osobista opowieść, przekazał ją pan niezwykle obiektywnie.

Źródło: Magdalena Janowska, Film o naszym doktorze, Gazeta Pomorska z 3 lipca 2009 roku.

Recenzja: Hołd złożony doktorowi



Łukasz Karwowski uniknął pułapki sentymentalizmu. Zrobił skromny i wzruszający dokument o swoim dziadku - niezwykłym lekarzu z Grębocina - pisze Alicja Cichocka w "Nowościach".

„Doktor” to trzydziestominutowy dokument o niezwykłym lekarzu Ottonie Karwowskim z podtoruńskiego Grębocina. Charyzmatyczny medyk stawiał trafne diagnozy w czasach, gdy metody leczenia były ograniczone. Przyszywał palce, leczył trudno gojące rany, a nawet... wskrzeszał do życia. W czwartek w Baju Pomorskim w ramach festiwalu filmowego Tofifest publiczność zobaczyła film po raz pierwszy. Pogłoski o tym, że na premierę przybędzie cały Grębocin wcale nie były przesadzone. Przyszły tłumy ludzi. Widzowie mogli zobaczyć siebie na ekranie. Łzy wzruszenia i gromkie brawa - tak zareagowali pierwsi widzowie.
Reżyser Łukasz Karwowski podjął się niezwykle trudnego zadania. Niedokumetnalista zdecydował się nakręcić dokument, w dodatku o swoim dziadku. Poprzeczkę została ustawiona bardzo wysoko. Z jakim efektem?
„Doktor” to solidnie zrobiony, skromny, niezwykle zabawny i jednocześnie wzruszający film. Karwowski, jak sam mówił na popremierowym spotkaniu, po prostu podążał za historiami ludzi, którym właściwie nie trzeba było zadawać pytań. Na hasło „doktor z Grębocina” sami się otwierali. Dzięki temu udało się przelać na ekran pokłady emocji świadków. Ale w takich proporcjach, które nie pozwoliły zrobić z obrazu ckliwej laurki.
To czego nie sposób było pokazać na zdjęciach, z offu dopowiada sam reżyser. Obraz wzbogacają zdjęcia archiwalne, których użyczyli dla potrzeb tego obrazu świadkowie. Prawdziwą gratką dla widzów są jednak unikatowe fragmenty Polskiej Kroniki Filmowej z udziałem doktora Karwowskiego. Mocną stroną dokumentu jest znakomita muzyka autorstwa Piotra Komorowskiego.
W filmie zabrakło jednak jednego - choćby próby zdemitologizowania postaci doktora Ottona Karwowskiego. Na ekranie widzimy cudotwórcę (lekarz przywrócił do życia kobietę uznaną za zmarłą), pioniera (był prawdopodobnie pierwszym lekarzem, który przyszył odcięty palec), niemal „świeckiego świętego”, jak trafnie określił podczas spotkania po projekcji prowadzący je Jarek Jaworski, współorganizator Tofifestu.
Reżyser miał niezwykłą okazję ustami swoich bliskich powiedzieć nieco więcej o doktorze Ottonie. Jakim był mężem? Ojcem? Dziadkiem? Czy i jaką cenę płacił on i jego rodzina za tytaniczną pracę, jaką wykonywał? Tej próby odczarowania postaci zabrakło. Ale to wielkie pole do popisu przy produkcji filmu fabularnego o lekarzu z Grębocina, który ma powstać w niedalekiej przyszłości.

Źródło: Alicja Cichocka, Hołd złożony doktorowi, Nowości z 3 lipca 2009 roku.