środa, 16 kwietnia 2008

Był tylko jeden taki doktor


- Ta mała dziewczynka na zdjęciu w "Nowościach" to ja! Prawie 35 lat temu podczas badania w przedszkolu - mówi nasza Czytelniczka.
Zaczęło się od SMS-a, którego w sobotę rano dostała od koleżanki z pracy. Marlena Miszałkowska-Wiśniewska odczytała wiadomość i od razu pobiegła do kiosku kupić gazetę. Gdy w "Nowościach" zobaczyła swoje zdjęcie z doktorem Ottonem Karwowskim, była w lekkim szoku. Pomimo, że w chwili jego śmierci miała 11 lat, bardzo dobrze go pamięta. Mieszkała w pobliżu Karwowskich. Z okna widziała ich posesję.
- Zawsze zastanawialiśmy się z mamą, czy po jego domu lata kruk czy sroka - opowiada nasza Czytelniczka. - Nie kojarzę momentu, kiedy wykonano tę fotografię. Mogłam mieć wówczas około 3-4 lat. Podobne fotografie wiszą w naszym grębocińskim ośrodku zdrowia. Pamiętam, że zawsze, gdy doktor Karwowski przychodził do naszego przedszkola, przynosił nam lizaki.
Po apelu, aby do naszej redakcji zgłaszały się osoby, które pamiętają postać lekarza z Grębocina, telefon dzwonił bez przerwy. Zgłaszali się przede wszystkim ci, którym uratował życie lub wyleczył z przewlekłej choroby. Którym pomógł, gdy inni lekarze bezradnie rozkładali ręce. Jak się okazało, doktor Karwowski słynął nie tylko ze swoich lekarskich umiejętności.
Jego ukochanym dzieckiem był utworzony w Grębocinie Klub Seniora. Właśnie tam odbywały się niezapomniane spotkania przy kawie, gdzie doktor błyszczał humorem. Nie tylko opowiadał dowcipy, ale również, ku zgorszeniu pani doktor Karwowskiej, solo śpiewał piosenki często nieco dwuznacznej treści. Kochali go za ten humor wprowadzający rodzinny pozbawiony troski nastrój.
"Łza w oku się kręci jak czyta się o tym lekarzu Dzisiaj patrzą jak tylko wydrzeć od chorego ile się da nie mają skrupułów czy to biedny czy to bogaty nie masz pieniędzy "zdychaj"..." - napisał jeden z internautów (pisownia oryginalna).
Doktorowi Karwowskiemu poświęcono nawet jeden z materiałów w Polskiej Kronice Filmowej. Uwielbienie dla jego osoby było tak silne, że Bożena i Bogumił Majewscy w 1980 roku na kasecie magnetofonowej postanowili zarejestrować jego pogrzeb. Teraz to nagranie razem ze wspomnieniami naszych Czytelników pomoże jego wnukowi w pracy nad filmem. Najpierw dokumentalnym, a później fabularnym.
- Panie Łukaszu, mam nadzieję, że filmem o skromnym, ale jakże wielkim wiejskim doktorze, skłoni Pan obecnych lekarzy do przemyślenia ich posłannictwa i spowoduje zmianę ich stosunku do chorych i biednych - napisała w liście do reżysera 87-letnia Czesława Andzińska, która była pierwszą pacjentką doktora w Grębocinie. - Bardzo bym chciała dożyć, aby ten film obejrzeć.

Fot. Łukasz Trzeszczkowski. Marlena Miszałkowska-Wiśniewska pokazuje egzemplarz Nowości.

Źródło: Tomasz Bielicki, Był tylko jeden taki doktor, Nowości z 15 marca 2008 roku.

Brak komentarzy: