niedziela, 28 grudnia 2008

Zasłużony lekarz i społecznik

Poniżej publikujemy oryginalny tekst artykułu o doktorze Ottonie Karwowskim, który ukazał się w czerwcu 1977 roku w "Nowościach". Cytat z tego tekstu pojawił się w naszym poprzednim wpisie pt. "Szukamy zdjęć domu doktora". Zachęcamy do zamieszczania komentarzy oraz do dzielenia się swoimi wspomnieniami o dr Karwowskim.

Pierwszą pacjentką u doktora jest dziś starsza niewiasta, pani K.Przyszła w sprawie swego męża, którego dolegliwości dobrze są doktorowi znane. Przecież od 30 lat leczą się tu oboje. Chodzi tym razem o tabletki przeciw bólom głowy i na sen. Kobiecina jeszcze nieraz tu przyjdzie; przy okazji wyżalić się, porozmawiać. Następną wchodzącą do gabinetu osobą jest młoda niewiasta. Trzyma się za prawy bok, twarz ma skrzywioną z bólu. Po zbadaniu okazuje się, że to zapalenie woreczka
żółciowego. No cóż, zjadło się coś niestrawnego. Leki złagodzą ból, a po ataku być może trzeba będzie przeprowadzić gruntowniejsze badania.
Przed gabinetem lekarskim doktora Ottona Karwowskiego w wiejskim Ośrodku Zdrowia w Grębocinie jak co dzień komplet pacjentów. Ściągają tu z bliższych i dalszych okolic. Obowiązuje co prawda rejonizacja, lecz doktor znany jest z tego, że nikomu nie odmówi pomocy. Panie z rejestracji czasem są w kłopocie: „Pan (pani) z Krobii, Dobrzejewic? To nie ten rejon, ale... proszę zaczekać!" Doktor postawił sprawę stanowczo: nikomu zgłaszającemu się nie wolno odmówić pomocy. I panie z rejestracji musiały się dostosować. Zresztą nawet bez sprzeciwu i dyskusji. Same, jako mieszkanki Grębocina, są w jakimś stopniu wychowankami doktorostwa Karwowskich. Czemu doktorostwa? Żona doktora, pani Halina Karwowska przyjmuje w gabinecie obok, jest lekarzem pediatrą. Od 32 lat pracują razem w Grębocinie, znają tu każdego mieszkańca i każdy ich zna. Doktor z połową wsi jest po imieniu. 70 małym grebocinianbm był ojcem chrzestnym!
Grębociński lekarz z jeszcze jednej zalety jest znany w swoim środowisku. Nie liczy godzin pracy. U niego drzwi w ośrodku zdrowia zamykają się dopiero wtedy, gdy ostatni pacjent (zarejestrowany, czy nie) opuści pomieszczenie. Gotowość niesienia pomocy w każdej chwili, to prawie wrodzona cecha doktora Ottona K. Wspomina czasy powojenne, gdy, wraz z żona przybyli tu z Wilna (są absolwentami Uniwersytetu im. St. Batorego).
Pracowało się wówczas prawie więcej niż dobę. Środkiem lokomocji był rower, furmanka. Czasem przyszło nocować na furmance. Doktorostwo obsługiwali wówczas teren od Świerczynek do Osieka. Potem zadomowili się w Grębocinie. — Dziewiętnastego czerwca br. minęły 32 lata jak przyjęliśmy pierwszego pacjenta — mówi. Hucznie obchodzono na wsi srebrny jubileusz ich pracy. Wówczas doktor chociaż abstynent, musiał odstąpić od swych zasad. Tylu mieszkańców przyszło złożyć gratulacje, że bez poczęstunku ani rusz...
Rozmowa z doktorem to jedna wielka przyjemność Sypie anegdotą, dowcipem. Mówi np., że stworzył nową grupę społeczną: chłopo-lekarza. A tak, bo ziemi kawałek też posiada, i krówkę w zagrodzie. Co prawda dobra te bardziej wynikają z potrzeby obcowania z żywą przyrodą, niż chęci czerpania z nich korzyści. Świadczą o tym chociażby indyki, które gdy giną to... ze starości; psów jest cała czereda, były w domostwie oswojone wiewiórki, jeże, nawet nietoperz. To umiłowanie zwierząt wynika z uprawianej profesji. Każdy lekarz z krwi i kości jest również przyrodnikiem.
Pisząc o doktorze Karwowskim nie sposób pominąć jego małżonki,również zasłużonej w Grębocinie lekarki. Doktor ujmuje rzecz obrazowo: żona moja to jest właściwie ta oś, wokół której toczy się moje życie i praca zawodowa. Sukces nasz jest wspólny. Co mnie najbardziej usatysfakcjonowało ostatnio, to odznaczenie małżonki Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, przyznanym na Dzień Pracownika Służby Zdrowia.
Doktor Otton K. jest znanym w swoim środowisku społecznikiem. Nie ma prawie żadnej większej imprezy bez jego udziału. Nawet tytuł „Zasłużonego Strażaka" mu przyznano. Był radnym PRN, przewodniczącym Powiatowej Komisji Zdrowia, kilka lat pracował w Zarządzie Związku Zawodowego Pracowników Służby Zdrowia. Duże zasługi posiada na polu popularyzowania oświaty zdrowotnej. Jako zasłużony prelegent Towarzystwa Wiedzy Powszechnej, posiada Złotą Odznakę tego stowarzyszenia. Oprócz tematów ściśle medycznych, wygłasza też odczyty na temat ochrony środowiska, a zdarzyło się raz nawet — ku dezaprobacie żony — miał wśród gospodyń wiejskich pogadankę o zasadach racjonalnego prania bielizny. Co właściwie śmieszne nie jest, bo przecież z higieną pozostaje w ścisłym związku.
Początki kariery lekarskiej doktora zapowiadały się nieco inaczej. Był asystentem na uniwersytecie i wróżono mu karierę naukową. Wojna przerwała te zamierzenia. Coś jednak zostało z dawnej pasji. Przez wiele lat dr Otton Karwowski wykładał w Szkole Felczerskiej w Toruniu anatomię człowieka. Mieli też przyjemność uczestniczenia w jego wykładach studenci biologii na UMK. Obecnie, po 40 latach pracy w zawodzie, wystarczy zajęcia w macierzystym ośrodku zdrowia. Jest jednak jeden powód do zmartwienia. Dawniej miał doktor 3 tyś. pacjentów z Grębocina i okolic. Teraz, po nowej rejonizacji, przydzielono dodatkowo Gronowo i okolice (2,5 tyś. pacjentów), wraz z kompleksem szkół tam istniejących.
— Martwię się. że nie mogą należycie zapewnić opieki tak dużej rzeszy pacjentów — mówi. A rzecież trafiają tu również przyjezdni pracujący przy budowie "Elany" i Rubinkowa. Rozwiązanie problemu jest proste. Proponowałem od Lubicza odłączyć Młyniec i wraz z Gronowem utworzyć samodzielny rejon. Pacjentów i pracy dla samodzielnej placówki będzie aż nadto.
Marzył kiedyś doktor, że mając troje dzieci będzie mógł jednemu z nich „przekazać słuchawkę", najlepiej tu, w Grębocinie. Marzenia spełniły się połowicznie. Najmłodszy syn poszedł w ślady ojca, został lekarzem, lecz pociągnęła go klinika. Najstarszy syn jest docentem fizyki na UMK, córka ukończyła biologię. Dzieci z Grębocinem są mocno związane, córka wyszła za mąż za syna miejscowego rolnika, najstarszy też wziął żonę niedaleko stąd.
Związki doktora z Grębocinem są tak głębokie, że niektórzy pacjenci wchodząc do ośrodka pytają: Czy jest dr Grębocki? — To nasz doktor — twierdza pacjenci z Koła ZBoWiD w Lubiczu, w którym grębociński lekarz jest przewodniczącym komisji weryfikacyjnej i spraw zdrowotnych. Dr Karwowski należy do tych ludzi, którzy potrafią dać z siebie więcej niż to nakazuje obowiązek. Od 30 lat prowadzi społecznie ambulatorium w Zakładach Ceramiki Budowlanej w Grębocinie,
Obraz dokonań i osiągnieć nie byłby pełny, gdyby nie wymienić odznaczeń, które posiada: Medalu Zwycięstwa i Wolności, oraz "Za zasług dla obronności kraju". Odznaki 1000-lecia. Medalu 30-lecia. Krzyża Kawalerskiego Orderu Odrodzenia Polski. Dr O. Karwowski jest członkiem PZPR. Wpisanie do Księgi Zasłużonych woj. toruńskiego jest jeszcze jednym uhonorowaniem sukcesów, pracowite drogi życiowej.

Źródło: Danuta Ciesielska, Zasłużony lekarz i społecznik, Nowości z 8 czerwca 1977 roku.

sobota, 20 grudnia 2008

Szukamy zdjęć domu doktora

Dziesiątki osób, nieraz ze łzami w oczach, wraca do swoich wspomnień. Po drugiej strony kamery reżyser, który kręci dokument o swoim dziadku.

Łukasz Karwowski jest toruńskim filmowcem, który na swoim koncie ma takie produkcje kinowe jak „Mała wielka Miłość”, czy „Południe-Północ”. Teraz pracuje nad dokumentem i to niezwykle osobistym. Kręci film o swoim dziadku - doktorze Ottonie Karwowskim, który przez 35 lat był kierownikiem wiejskiego ośrodka zdrowia w Grębocinie.
„Nowości” od początku towarzyszą reżyserowi podczas pracy nad tym dokumentem. O tym, że dr Karwowski był postacią szczególną, świadczy chociażby liczba osób, które skontaktowały się z naszą redakcją po opublikowaniu w kwietniu 2008 roku pierwszego materiału na temat przygotowań do filmu. Telefon dzwonił bez przerwy.
Otton Karwowski obejmował swoim działaniem 41 wsi należących do gmin: Lubicz, Obrowo, Łubianka i Łysomice. Poniemiecki dom, w którym zamieszkał po wyprowadzce rodziny Lietmannów, trudno jest zapomnieć. Hodował tam wiele zwierząt, łącznie z udomowionym krukiem. Jego wielką pozazawodową pasją były znaczki pocztowe.
31 lat temu doktora Karwowskiego odwiedziła w Grębocinie nasza koleżanka, red. Danuta Ciesielska. „W wiejskim ośrodku jak co dzień komplet pacjentów. Obowiązuje co prawda rejonizacja, ale doktor znany jest z tego, że nikomu nie odmówi pomocy. (...) z połową wsi jest po imieniu. 70 małym grębocinianom był ojcem chrzestnym. (...) Rozmowa z doktorem to wielka przyjemność. Sypie anegdotą, dowcipem.”
Właśnie taki pogodny portret lekarza najczęściej przewija się we wspomnieniach osób, które opowiadają o nim przed kamerą. W zebranym materiale nie brakuje również dramatycznych historii jak chociażby ta, w której doktor Karwowski uratował matkę Jana Rosenau. Kobieta wróciła do zdrowia, po tym jak lekarz z pogotowia ratunkowego... stwierdził już jej zgon.
- Mamy nagrane bardzo wiele wywiadów. Zbliżamy się do końca tych rozmów. Chyba, że nagle pojawią się jakieś nowe osoby, które mają coś ciekawego do powiedzenia o Ottonie - stwierdził Łukasz Karwowski w jednym z wywiadów. - Mamy również sporo materiałów archiwalnych, zdjęć, negatywów, jest kronika filmowa... Skończył się już etap ich zbierania, a zaczyna etap montażu.
W pracy nad filmem pomagają nasi Czytelnicy. Dzięki pomocy Grzegorza Lampkowskiego udało się już dotrzeć od archiwalnych zdjęć Grębocina z przełomu lat 50. i 60. Nadal jednak reżyser poszukuje fotografii domu swojego dziadka. To właśnie w nim Otton Karwowski przyjmował pacjentów, leczył, przyszywał palce, wyrywał zęby i ratował życie. Być może któryś z Czytelników ma takie zdjęcia w swoich archiwach?

Źródło: Tomasz Bielicki, Szukamy zdjęć domu doktora, Nowości z 20 grudnia 2008 roku