wtorek, 20 stycznia 2009

Internauci piszą

Wracamy po krótkiej przerwie i publikujemy najciekawsze komentarze jakie pojawiły się pod tekstami na naszym blogu. Zachęcamy do zamieszczania kolejnych wpisów i dzielenia się swoimi wspomnieniami o doktorze.

„ Był początek 1979 roku. Zima stulecia. Śniegu po dwa metry, zaspy takie, że pieszo strach iść.. No i zachorował syn. Dostał silnej biegunki, jest bladziutki, odwodniony. Ja w szoku, co tu robić. Teść Stanisław Różycki, nie namyślając się długo, zapala ciągnik i jedzie po Doktora Karwowskiego. Po polach to wyszło więcej niż 2 km. Jakimś cudem dojechał i razem z lekarzem wracali do nas. Jechało się gorzej, bo pod górę. W pewnym momencie ciągnik wpadł w zaspy. Dalej poszli więc pieszo. Doktor troszkę mnie zganił za zbyt późne wezwanie pomocy. Po dokładnym zbadaniu wypisał lek własnej receptury (eliksir życia) i kazał lekarstwo jak najszybciej podać małemu. Pieszo po tych śniegach do autobusu, potem do apteki, zajęło kilka godzin, ale gdy lek został już podany szybko zaczął działać i o północy nastąpiła poprawa. 3 dni trwała kuracja. Marcin wyzdrowiał. Doktor nie wziął pieniędzy za wizytę. Teść uporczywie wciskał mu parę złotych do kieszeni, ale się nie udało. Dzisiaj Marcin ma 30 lat i sam już wychowuje swojego 2 miesięcznego synka Mikołaja. Dzisiaj wiem, że gdybyśmy się spóźnili wówczas o jeden dzień tego komentarza by nie było. (…)”
- Elżbieta i Roman Różyccy, wpis z 19 kwietnia 2008

„Swoje wspomnienia o dr Karwowskim opieram na wspomnieniach mojego ojca Franciszka Lampkowskiego, wieloletniego przyjaciela doktora. (…) Jednym z nieznanych uzdolnień pana doktora były zdolności manualne (majsterkowanie), które z uwagi na brak czasu jak również zmęczenie wykorzystywał bardzo rzadko, ale z bardzo dobrym skutkiem.
W okresie 1945-1980 mieszkańcy Grębocina i okolic nie dzwonili wzywając karetkę pogotowia do chorego, lecz o pomoc zgłaszali się do naszego Doktora o każdej porze dnia i nocy. Łatwo to sprawdzić, gdyż po roku 1980 pracownicy pogotowia ratunkowego w Toruniu stwierdzili, że wskaźnik wyjazdów karetek do Grębocina i okolic wzrósł kilkakrotnie.
W czasie swojej wieloletniej pracy p. Doktor miał wiele propozycji awansu i przejścia do placówek medycznych w Toruniu i Warszawie. Jego wyjątkowa skromność i asymilicja z mieszkańcami nie pozwoliły mu jednak na opuszczenie swoich pacjentów. (…)”
- Grzegorz Lampkowski, wpis z 26 kwietnia 2008

„Moja babcia Emilia Rosenau, mieszkanka Grębocina, dzięki Panu Doktorowi Ottonowi Karwowskiemu cudem uniknęła śmierci i pochowania za życia. Około roku 1960, kiedy miała ok. 50 lat zasłabła. Dzieci wezwały pogotowie i Pana Doktora. Pogotowie było odrobinę wcześniej i stwierdziło zgon. Wyciągnięto Babci Emilii poduszkę spod głowy. Na to wszedł Pan Doktor Otton, wykonał zastrzyk i nakazał zabrać Babcię do szpitala. Babcia ocknęła się w drodze do szpitala i następnego dnia wróciła do domu do dzieci. (…)”
- Beata Rosenau-Koprowska, wpis z 18 lipiec 2008

„Wielka szkoda, że obecny lekarz który jest w Grębocinie nie przypomina doktora Karwowskiego. Niestety teraz społecznicy są rzadkością.
- Anonimowy, wpis z 23 październik 2008

„Otton był dobrym człowiekiem i lekarzem, ale jak każdy miał swoje grzeszki, o których teraz nie wypada mówić.”
- Anonimowy, wpis z 21 grudnia 2008

„Oj miał. Gdy przychodzili z Panią Haliną do kościoła na nabożeństwo w niedzielę lub dzień powszedni, a chodzili bardzo częstą, stawał w kruchcie, a latem na schodach lub na dworze. Przy jego autorytecie powodowało to, że młodzież, a także mężczyźni też w czasie mszy wystawali na dworze. Gawędzili i palili papierosy zamiast uczestniczyć w mszy, co zrobiło się złym obyczajem w Grębocinie.”
- Anonimowy, wpis z 21 grudnia 2008