poniedziałek, 5 maja 2008

Wspomnienia

Otton Karwowski urodził się 28 grudnia 1912 roku na zesłaniu syberyjskim w Tobolsku. Był prawnukiem Stefana, oficera – uczestnika powstania styczniowego i synem Jerzego, prawnika, który jako Polak i sędzia został przez bolszewików skazany na karę śmierci. Wraz z wieloma skazańcami wymieniono go za jeńców wziętych przez polskie wojsko do niewoli w 1920 roku.
Dzieciństwo i lata młodzieńcze spędzał w pięknej ziemi nowogródzkiej. Wyrastał w rodzinnej tradycji i atmosferze patriotyzmu, która w połączeniu z ideałami romantyzmu i późniejszymi hasłami pozytywizmu, wywarła swoiste piętno na wrażliwej duszy młodzieńczej.
W 1931 roku rozpoczął studia na Wydziale Lekarskim Uniwersytetu im. Stefana Batorego w Wilnie, które ukończył w 1937 roku plasując się w ścisłej czołówce absolwentów. Dlatego nazajutrz prof. Michał Reicher wybrał swego wychowanka do Zakładu Anatomii Prawidłowej, w której naukowo pracował do wybuchu II wojny światowej.
Z chwilą zagrożenia ojczyzny poszedł śladem swych przodków, zgłaszając się ochotniczo do armii, w której w stopniu porucznika kierował służbą lekarską w 74 Pułku Piechoty.
Dnia 17 września 1939 roku w czasie bitwy pod Łomiankami nie przerwał opatrywania ran i nie zszedł z pola walki. Podczas piekielnych bombardowań i ostrzału artyleryjskiego, wśród trupów i krwi dokonał chirurgicznego zabiegu na postrzępionym ramieniu żołnierza Stanisława Kaczyńskiego, wówczas 19-letniego młodzieńca, żyjącego do niedawna w Toruniu przy ul. Moniuszki 45, który tamte tragiczne wydarzenia tak relacjonował:
„A kiedy jego krew ociekała na mnie prosiłem: - Doktorze, niech pan ucieka, ze mnie już nic nie będzie a pana ubiją. - Nic mi nie jest – odparł. To tylko powierzchowne draśnięcie, a ty jesteś do uratowania...”
I zwyciężył śmierć i uratował życie. Kapral Stanisław Kaczyński z rozrzewnieniem dalej mówił:
„Armia w pośpiechu wycofywała się a on dobrowolnie pozostał z nami ciężko rannymi. Dopiero w takich sytuacjach poznaje się bohaterów. On był bohaterem, przy tym niezwykle czułym na żołnierski ból. W swej długiej życiowej poniewierce drugiego takiego nie spotkałem – kończy Kaczyński. I mówił prawdę, o której wiedzą ci, którzy bliżej znali dr Karwowskiego.
Po rozbiciu pułku w woj. lwowskim udał się pieszo do domu. Szedł przez tereny, gdzie eksterniści ukraińscy w okrutny sposób mordowali Polaków. Znajomość języka ukraińskiego uratowała mu życie. Koło Baranowicz został aresztowany przez bolszewików z tymi, którzy później zginęli w Katyniu. Ucieczka od bolszewików, teoretycznie absolutnie niemożliwa, udała się. Do domu w Wilnie dotarł w stanie kompletnego wyczerpania. Ukrywał się. Po wkroczeniu hitlerowców nawiązał bliski kontakt z AK.
Jednocześnie w Dziewieniszkach kontynuował oficjalną praktykę lekarską ukrywając swego nauczyciela akademickiego prof. Dra Michała Reichera. Obaj prowadzili tajne nauczanie młodzieży polskiej i litewskiej w zakresie szkoły średniej i studiów medycznych.
„Polska żyje w narodzie i żyć będzie póki my żyjemy”. To patriotyczne motto Mazurka Dąbrowskiego zaszczepił swym wychowankom w okrutnych mrokach niewoli. I w tej wierze doczekał 1945 roku, by w czerwcu osiąść na stałe we wdzięcznej ziemi grębockiej, przyjąć ją jako drugą ziemię rodzinną, a po 35 latach ciężkiej pracy spocząć w niej na wieki. A jaki to był ogrom tej pracy?
Obszarem działania obejmował 41 wsi sołeckich należących dziś do czterech gmin: Lubicza, Obrowa, Łubianki i Łysomic. Obecnie pracuje tu kilkudziesięciu lekarzy, mających również pełne ręce roboty.
Chodził pieszo, jeździł rowerem, furmanką, saniami, bryczką, motocyklem, amfibią, dekawką i czym tylko się dało. W szlachetnym posłannictwie w służbie chorym odbył drogę, którą 18-krotnie opasałby kulę ziemską na równiku. Bez względu na porę dnia i nocy przyjął ponad milion pacjentów. Czynił to kosztem rodziny, własnego wypoczynku i zdrowia.
Przez pierwszych dwanaście lat w ogóle nie korzystał z urlopu, bo zastępstwo w tym czasie było niemożliwe. Stawiał trafne diagnozy, a my jego pacjenci wiemy, że leczył skutecznie nie tylko środkami farmaceutycznymi. Poprzez swoistą symbiozę z ludem stał się psychologiem. Życzliwość i słowa otuchy trafiały jak wyselekcjonowane ziarno siewne na dobrze przygotowaną glebę i poprzez wiarę i zaufanie przynosiły ulgę w cierpieniach, podtrzymując nadzieje chorych.
Wieść o zgonie dr Ottona Karwowskiego obiegła błyskawicą okolicę i podopiecznych. Opinia publiczna w swej interpretacji była jednoznaczna: Ze śmiercią dr Karwowskiego grzebie się nadzieje jego pacjentów. Jeżeli mówimy o lekarzach społecznikach, to On był ich cudownym kwieciem. Wiemy również, że jako mąż, ojciec i dziadek był wzorcem godnym naśladowania: kochający, taktowny, niekonfliktowy, twórca ciepła rodzinnego, człowiek pozbawiony egoizmu.
Znamy również Ottona Karwowskiego jako wybitnego pożarnika. Był siewcą wiedzy sanitarno-medycznej i profilaktyczno-pożarowej. Jego prelekcje głoszone na wielu zebraniach strażackich, na uniwersytetach powszechnych i w kołach gospodyń cieszyły się popularnością. Przez 50 lat był duszą Związku OSP w tym przez ostatnie 35 lat honorowym członkiem zarządu OSP w Grębocinie. Przy pożarach jako pierwszy udzielał pomocy ofiarom żywiołu. Zmarł 23 kwietnia 1980 roku.

Opracował Stanisław Giziński na podstawie:

1. Wywiad z synem Jackiem Karwowskim z 1980 roku.
2. S. Giziński „Dr Otton Karwowski, lekarz, społecznik” – mowa pogrzebowa oraz Dzieje i ludzie, „Nowości” z 08.06.1980 roku.
3. Wywiady z seniorami pożarnictwa w Grębocinie, z lat 1970-1980, w zbiorach autora.

Źródło: Stanisław Giziński, Dr Otton Karwowski (1912-1980). Lekarz medycyny, społecznik, strażak OSP w Grębocinie, Goniec gminny z czerwca 2007 roku.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Otton był dobrym człowiekiem i lekarzem ale jak każdy miał swoje grzeszki o których teraz nie wypada mówic

Anonimowy pisze...

Oj miał np;gdy przychodzili z Panią Halina do kościoła na Nabozęństwo w niedziele lub dzień powszedni a chodzili bardzo często Pan doktor stawał w kruchcie a latem na schodach lub na dworze co przy jego autorytecie spowodowało to że młodzież a także męszczyzni tez w czasie mszy wystawali na dworze gawedzili i palili papierosy zamiast uczestniczyc we mszy świetej to zrobiło sie złym obyczajem w Grębocinie

Anonimowy pisze...

Witam. Mam do napisania pracę o dok. Karwowskim a potrzebuję wywiadu z osobą która go znała. Jeśli mogę liczyć na pomoc proszę o kontakt na e-mail natalciaaa35@wp.pl

Pozdrawiam :)